
W Ifotatrze, oprócz poznawania lokalnych tradycji, przysłuchiwaliśmy się także otaczającej nas audiosferze. Bogaty świat dźwięku zachwycił nas od pierwszych chwil spędzonych na krańcu rajskiej wyspy Sainte-Marie.
Do snu kołysał nas szum oceanu, którego brzmienie zmieniało się w zależności od pory dnia i fazy księżyca, a towarzyszyło mu jednostajne cykanie świerszczy. Dźwięki natury wybrzmiewały głośno i wyraźnie, niezakłócone ludzką ingerencją w pejzaż dźwiękowy. Wieś zapadała w sen, nie słychać było samochodów. Jedynie rozmowy naszej grupy, prowadzone do późnej nocy, wybijały się z nocnego pejzażu. Co parę godzin do jednostajnego szumu oceanu dołączał szum deszczu, który niespodziewanie pojawiał się i znikał niezależnie od prognozy pogody. Towarzyszył mu silny wiatr, kołyszący rozciągającymi się wysoko liśćmi palm, a nawet przewracający imponujące rośliny, których korzenie naruszały przypływy.
Pewnej nocy, około godziny pierwszej, usłyszeliśmy nawet odgłosy waleni, które podpłynęły zaskakująco blisko brzegu. Natychmiast wybiegliśmy z rekorderami, żeby zarejestrować to wyjątkowe wydarzenie. Niestety, spóźniliśmy się, ale niezrażeni postanowiliśmy pozostawić nasz sprzęt z nadzieją na ich ponowną wizytę.
Około piątej rano w świecie dźwięków robiło się tłoczno. Dzień rozpoczynały łagodne nawoływania ptaków, które stawały się coraz bardziej natarczywe z każdą chwilą; aż w końcu przerywało je skrzekliwe pianie koguta, budzące wszystkich domowników. Ludzie, dostosowani do rytmu wschodu i zachodu słońca, rozpoczynali swoją pracę wraz z pierwszymi promieniami.
W dzień eksplorowaliśmy wyspę i szukaliśmy możliwości rejestracji otaczających nas pejzaży dźwiękowych. Jednym z nich był wodospad, ukryty pomiędzy drzewami w tropikalnej dżungli. Jego jednostajnego szumu nie zakłócało nic poza naszą obecnością i ćwierkaniem ptaków.
Podczas spaceru po wiosce odkryliśmy za to bogactwo dźwięków gospodarstw domowych. W jednej z chatek można było napić się kawy, a przed „kawiarnią” ustawiono radio na baterie, emitujące głośną, malgaską muzykę popularną. Dobiegał nas śmiech dzieci i popiskiwania balonów, którymi się z nimi bawiliśmy. Otaczały nas zwierzęta – kwakanie kaczek i gęganie gęsi, gdakanie kur, okazjonalne szczekanie psa. Pod stopami chrzęściła ściółka z suchych patyków, co jakiś czas przerywana ostrymi dźwiękami nadepniętej plastikowej butelki. Włączyliśmy się w tworzenie dźwięków tego miejsca przez grę na ukulele i śpiew, co pozwoliło nam na stworzenie głębszych więzi z mieszkańcami wioski. Z zaciekawieniem i rozbawieniem przysłuchiwali się naszej grze, a na plaży otoczył nas wianuszek dzieci. Mimo wszystko w wiosce wyczuwalny był spokój, a po przejściu zaledwie paru kroków dźwięki zanikały.
Podczas naszej wyprawy często żartujemy, że na Madagaskarze, a zwłaszcza wyspie Sainte-Marie, czas płynie swoim własnym nurtem i nawet godzinne spóźnienia nie są niczym nadzwyczajnym. Jednego dnia, nieopodal wioski, oczekiwaliśmy na coraz bardziej opóźnione tuk tuki. Nagle zza płotu i kępy drzew rozległ się radosny śpiew młodej dziewczyny. Tanecznym krokiem krzątała się wokół domu, najprawdopodobniej wykonując swoje codzienne obowiązki. Muzyce akompaniowały typowe dla wsi odgłosy zwierząt – kaczek, kur i kogutów, a także kroki przechadzających się mieszkańców i spokojny szum oceanu.
Nagrania – Łukasz Smoluch, Joanna Kwapień, Marcel Frąckowiak